piątek, 31 października 2014

Two northern cities. Part one: The connection

As you may already know on Tuesday, October 28th Wizzair inaugurated a new route from Groningen to Gdańsk. I had the pleasure of taking the first flight connecting these two beautiful northern cities. 

Wizzair, holandia, polska, pomorze

The management of the Groningen Airport Eelde held of course a press conference. Local and polish media in the Netherlands were invited to this event. And guess what… so was I! I was extremely excited to take part in this meeting. For the first time I had a chance to meet the representatives of polish newspapers like Goniec Polski, Niedziel.nl and poPolsku. Which blogger doesn’t dream about a moment like that? Ok, a regular blogger, not a celebrity-blogger. Unfortunately, I didn’t have much time to talk. As the plane arrived earlier than planned, just after the presentation I had to go to the security gates. I was about to take the flight! The director of the airport and the marketing manager wished me a pleasant flight and rushed to the ramp to greet the first arriving passengers. 

groningen airport eelde, netherlands
Port lotniczy w Groningen (Eelde)
Polish cakes for the guests
The airport in Groningen Eelde is quite small, so everything went fast and smooth. By the way… it might be a small airport, but not an ordinary one. Did you know that the KLM’s pilots train here? At this very airport.

Although it was the first flight on this route, there was a lot of passengers waiting for boarding. Both, Polish and Dutch were checking out the landing airbus. I’m not surprised that the flight was so popular. It is a really great deal. How often can you find a flight to a beautiful city for only €20? Not only on that one day. It’s a very attractive and promising route. And Gdańsk is definitely worth visiting. 

samolot linii wizzair

first flight from north Netherlands to Poland

Let’s focus on the flight. Just after getting on board we were greeted by the aircrew (as always) and offered an sweet treat. I took my seat and happily noticed that the boarding is going quite smooth without any chaos. If you’ve ever travelled with the low-cost airlines, you know that the passengers are not always well organized and cause a sort of traffic in the aircraft. Not this time! We could finally take off and start our journey to Gdańsk. I looked through the window. Wait a minute… is that the coast?? I’m so used to the view of endless fields and forests that seeing the seashore was very refreshing. However not even half as great as the lights of Gdańsk seen from above. Truly hypnotizing. We were getting ready for landing and the plane took a big turn. I felt like I’m hanging in the air staring at this marvellous web of lights. A beautiful promise of what I was  about to experience in the coming few days. 



To be continue. 

Dwie północe - część I: Połączone

Jak już zapewne wiecie, w ten wtorek Wizzair otworzył nowe połączenie lotnicze z Groningen do Gdańska. Miałam tą przyjemność, żeby uczestniczyć w pierwszym locie na trasie łączącej te dwa piękne północne miasta. A nie był to kolejny zwyczajny lot. 

Wizzair, holandia, polska, pomorze

Z racji otwarcie nowego połączenia, władze lotniska w Groningen zorganizowały specjalne spotkanie, na które zaproszone m.in. lokalne oraz polskie media w Holandii. I zgadnijcie co... ja również miałam wielką przyjemność wziąć udział w tej uroczystości. Miałam po raz pierwszy możliwość spotkania przedstawicieli takich tytułów jak Goniec Polski, Niedziela.nl czy poPolsku. Który bloger o czymś takim nie marzy? Ok, bloger-zwyczajny śmiertelnik, nie bloger-celebryta. Niestety długo nie mogłam porozmawiać, gdyż po powitaniu oraz szybkiej prezentacji, samolot wylądował, a w związku z tym musiałam udać się do odprawy w towarzystwie zarządu lotniska. Dyrekcja życzyła mi miłego lotu i zniknęła na płycie lotniska, żeby powitać pierwszych przylatujących. A ja ruszyłam do bramek bezpieczeństwa.

groningen airport eelde, netherlands
Port lotniczy w Groningen (Eelde)
Polski słodki poczęstunek dla gości
Lotnisko Groningen Eelde jest niewielkie, więc wszystko poszło bardzo szybko i zwinnie. Swoją drogą... może niewielkie, ale nie takie zwyczajne. Czy wiedzieliście, że to właśnie tutaj szkolą się piloci holenderskich linii KLM? ;) Choć był to pierwszy lot na nowej trasie, pasażerów nie brakowało. Zarówno Polacy, jak i Holendrzy wypatrywali lądującego airbus'a. Nie ma się co dziwić dopisującej frekwencji... cena jest niesamowicie atrakcyjna. Bilety w obie strony zaczynają się już od niecałych €20 w wielu terminach (przynajmniej na najbliższe dwa miesiące, które sprawdziłam). Nie łatwo upolować taką okazję do ciekawych destynacji. A Gdańsk jest z pewnością wart wizyty. 

samolot linii wizzair

first flight from north Netherlands to Poland

Wróćmy jednak do samego lotu. Tuż po wejściu na pokład, załoga przywitała nas słodkim poczęstunkiem i pomogła zająć miejsca. Bez zwyczajowego chaosu, który często można zaobserwować w rejsach tanich linii lotniczych (przecież sami wiecie). Wkrótce nasz samolot ruszył w swój dziewiczy lot do Gdańska. Spojrzałam przez okno... czy ja widzę wybrzeże?? Tak bardzo przywykłam do widoku pól, że morski brzeg skąpany z zapadającym zmroku był wręcz hipnotyzujący. Hipnotyzujący? Jak zatem nazwać widok Gdańska z lotu ptaka? Zachwycający! Zniżając się do lądowania, samolot wziął ostry, głęboki skręt i miałam wrażenie, że moja uradowana twarz niemal wisi pionowo nad pajęczyną świateł. Pierwsze oblicze stolicy Pomorza. Kolejne okazały się jeszcze piękniejsze.



Ale o tym, już niedługo na blogu. 

niedziela, 26 października 2014

Trzy wesela

Parę dni temu moja przyjaciółka wyszła za mąż. Było to trzecie wesele, w którym uczestniczyłam w tym kraju. Średnio wychodzi jedno wesele na rok... Niezła statystyka biorąc pod uwagę, że to także dopiero trzecia para z grona maurycowych znajomych, która wzięła ślub. I wszystkie trzy pary dokonały tego w tym roku. Jedyne zaprzyjaźnione pary jakie tu w Holandii do tej pory znałam, to rodziny Żon Marnotrawnych oraz dwóch polskich koleżanek. 

Co więcej wszystkie trzy wesela bardzo różniły się od tego, do czego przywykłam w Polsce. O pierwszych spostrzeżeniach mogliście przeczytać przy okazji ślubu Renee i Hilberta. Od tamtego momentu bardziej już przywykłam chyba do holenderskich zwyczajów, bo kolejne wesela nie wywołały już we mnie zdziwienia. Ku mojemu zdziwieniu teraz... 


Co zatem zaobsewrowałam? Czym różniły się te imprezy od naszych hucznych polskich wesel? 
  • Brak rozrzutności. Chyba nikogo już nie dziwi, że skoro Holendrzy na codzień są raczej oszczędni, to i w dzień ślubu nie szastają pieniędzmi na prawo i lewo. Nie znaczy to, że na wszystkim starają się oszczędzać. W końcu dla nich to też bardzo ważne wydarzenie, uczczenie wielkiego życiowego wyboru. Nie spotkałam się jednak do tej pory z naszym słynnym "zastaw się, a postaw się". Żadnych uginających się od jedzenia stołów, luksusowych samochodów, zamków, pałacyków czy dworków. 
  • Skoro o jedzeniu mowa... Tu sprawa już zależy jakiej kategorii gościem jesteśmy. Jeśli rodzina lub bardzo bliscy przyjaciele - zostajemy zaproszeni na obiad po samej ceremonii. Jeśli nasze więzi z Młodą Parą są nieco luźniejsze - przychodzimy później na samą imprezę. Choć impreza to może trochę dużo powiedziane. W tym przypadku lepiej też zjeść solidny obiad w domu, bo na weselu co najwyżej raz na jakiś czas przejdzie kelner z tacą bitterballen, tartaletek, klopsików mięsnych oblepionych w sosie itp. Na więcej niż hapjes lepiej nie liczyć. A przecież nie dobrze pić na pusty żołądek. 
  • Alkohol. A no właśnie. Podczas gdy w Polsce goście wznoszą toasty za zdrowie Młodej Pary kolejnymi kieliszkami wódki, Holendrzy popijają swoje małe piwka tudzież lampki wina. Ewentualnie może się zdarzyć prawdziwe szaleństwo w postaci baru, ale i tam wybór drinków będzie zapewno ograniczony. Przypominam sobie tylko Jack'a z colą. 
  • I owe przekąski i napitki spożywa się oczywiście na stojąco. Pomijając część obiadową, na którą można być zaproszonym, reszta wesela ma charakter typowo holenderski. Pojedyncze wysokie stoliki, gdzieś tak jakaś sofa czy dwie, kilka siedzisk. Żadnych stołów i biesiady. Goście mają krążyć między sobą. Pewnie dlatego widuję tu znacznie mniej szpilek, niż na polskim weselu. 
  • A skoro o obuwiu i ubiorze mowa... ach mój ulubiony temat. Jeans, botki, trampki i wygoda. Zawsze znajdzie się choćby garstka gości, którzy będą prezentować się bardzo casual. Choć tutaj wiele zależy chyba od samej Pary Młodej oraz ich znajomych. Wyjątek stanowiło właśnie ostatnie wesel, gdzie każdy z gości był odświętnie ubrany. Wiem, że napewno bardzo ucieszyło to Esther, bo ma podobne przekonanie do nas (Polaków). Ślub to wyjątkowy dzień i należy go w szczególny sposób uczcić. Codzienny wygląd można na te kilka godzin odwiesić na wieszak, na rzecz eleganckiej sukienki i garnituru.
  • Co natomiast odnośnie samej zabawy? Muzyka oczywiście jest. Mały zespół lub DJ radośnie przygrywa gościom i... utrudnia im ich ukochane dyskusje! Czyli sytuacja jak w przeciętnym barze. A skoro wszyscy goście stoją ze swoimi piwami w dłoni, to a) nie bardzo jest gdzie tańczyć, b) nikt się szczególnie nie garnie do tańczenia. Wolą zwyczajnie rozmawiać przez większość wieczoru. Dopiero później, gdzieś po 22:00 bardziej się rozluźniają i kończyny zaczynają podrygiwać w takt muzyki. 
  • Długo to podrygiwanie jednak nie trwa, bo holenderskie wesela kończą się nie długo po północy. Nie to co nasza całonocna balanga. Czy Holendrzy właściwie potrafią się bawić? ;)
  • Krótkie wesela potrafię zrozumieć, jeśli odbywają się w środku tygodnia. Tak tak... Esther powiedziała (nie)sakramentalne tak w środę. Najczęściej jednak wesela odbywają się w piątek. Najekonomiczniej natomiast jest w poniedziałek. Wtedy ślub w urzędzie można wziąć za darmo. Im bliżej weekendu, tym drożej.
  • Dobrze przeczytaliście - ślub to nie sakrament i najczęściej odbywa się w urzędzie. Tudzież gdzieś indziej, ale w obecności pracownika urzędu stanu cywilnego. Jedna z naszych par w tej kwestii nieco zaszalała: wzięli ślub w kościele... ale cywilny. A kościółek był zwyczajnie wynajęty na tą okazję. Wyobrażacie sobie w Polsce księdza, który na taki wynajem by się zgodził? Śluby kościelne oczywiście i tu się zdarzają. W końcu wierzący Holendrzy też jeszcze istnieją. Tylko ja jakoś ich jeszcze nie poznałam. 
  • I na zakończenie kilka słów o lokalach. Jak wspomniałam wyżej, zamki i dworki jeszcze się pojawiły wśród naszych zaproszeń. Ale najwyraźniej to nasi znajomi zwyczajnie należą do tych bardziej oszczędnych ;) Jak bowiem wynika z listy najczęście przeglądanych lokalizacji na stronie Top Trouwlocaties.nl ponad połowa pierwszej 25 to właśnie zamki i innego typo posiadłości. A co poza nimi cieszy się popularnością? Stare farmy (boerderij), restauracje, śluby na zewnątrz, np. na plaży, w ogrodzie itp. Nawet żaglowiec się znalazł!
A jakie są Wasze wrażenie z holenderskich ślubów? Podobnie na luzie czy z większym przepychem? 

środa, 15 października 2014

Gdzie diabeł mówi dobranoc

Znów nadeszła ta pora... Środek jesieni. Idealny czas na wycieczkę do lasu i kasztanobranie. Moment, kiedy to las mieszany prezentuje się najpiękniej. I apetycznie. Podczas, gdy moi rodzice przeczesują polskie polany w poszukiwaniu grzybów, my z Maurycem schodzimy z leśnych ścieżek zbierając jadalne kasztany.

spacer po lesie

Jakież to uzależniające... wypatrzysz przy drodze jedną ładną kolczastą kulę wypełnioną lśniącymi, brązowymi smakołykami. Parę kroków dalej widać kolejne. I tak zanim się obejrzysz, stoisz w kupie liści parę metrów od ścieżki z kieszeniami wypełnionymi po brzegi. I tak daleko nam do holenderskich dzieciaków, które biegły z pełnymi reklamówkami. Potem przez resztę spaceru łuskaliśmy nasze kasztanki niczym wiewiórki i chrupaliśmy ze smakiem. Teraz posotało mi tylko zdecydować, co zrobić z całym koszykiem jadalnych kasztanów... Jakieś sugestie, sprawdzone przepisy?
W ten weekend świętowaliśmy moją trzecią rocznicę zamieszkania w Holandii. Ach, ależ ten czas leci. Trzy lata zmiany, postępów, wielu irytacji, ale przede wszystkim trzy wspaniałe lata szczęśliwego odkrywania naszej Nibylandii ręka w rękę. Postanowiliśmy uczcić tą małą rocznicę, wracając w miejsce, które odwiedziliśmy tuż po moim przyjeździe w 2011 roku. Wybraliśmy się na leśny spacer po Duivelsberg.

To jedno z wyższych wzniesień w okolicy stanowi zarazem rezerwat przyrody. Nieraz lubimy chodzić po tamtejszym lesie, który jest tak tłumie odwiedzany, że momentami ma się wrażenie, jakby było się conajwyżej w parku. Mimo to, łatwo odnaleźć tam spokój i poobcować z naturą. Szczególnie jesień to fantastyczny moment na spacer po Duivelsberg ze względu na liczne drzewa kasztanowe. Na ściółce równo ściele się wtedy kolczasty dywanik upstrzony jadalnymi kasztanami.




Jednak to nie kasztany były tym razem głównym powodem naszej wizyty. W środku lasu, na wzgórzu, nie daleko punktu widokowego stoi osamotniony dom. To rewelacyjna restauracja serwująca niemal wyłącznie naleśniki! Ale cóż to za naleśniki... jeden taki placek z łatwością stanowi solidny posiłek. Idealne na sycący lunch. Byliśmy w tym miejscy wcześniej tylko raz... podczas mojej pierwszej wizyty na Duivelsberg. Naleśniki serwowane tutaj są naprawdę grzechu warte... nic dziwnego, skoro restauracja znajduje się na "diabelskiej górze" ;)
jesienne piwo holenderskie
naleśniki wytrawne, Nijmegen, Ubberbeek
Naleśnik ze świeżą rzerzuchą, wędzonym łososiem i serkiem ziołowym... pychota!
pannenkoek van Duivelsberg
Wybór Maurycego: naleśnik z cebulą, boczkiem i francuskim serem. Prawie jak quiche lorraine ;)

środa, 8 października 2014

Ogłoszenia parafialne

Mam dziś dla Was dwa ogłoszenia moi Drodzy. 

Po pierwsze druga edycja naszego COOKIE QUIZ dobiegła juz końca. Bardzo dziekuję wszystki uczestniczkom za udział i nadeslanie odpowiedzi. Jedno pytanie sprawiło niektorym nieco kłopotu. Może nie opisałam mojego ukochanego suikerbrood zbyt dobrze, albo ta szczypta cynamonu Was nieco zmyliła... Następnym razem postaram się być dokladniejsza ;) Może dodatkowe zdjęcie na przyklad. 
 A z drugiej strony to Wy mnie czegoś nowego nauczyłyscie! Wcześniej nigdy jakoś nie spotkałam się z moorkop. Może to kwestia regionu, bo w Nijmegen bardziej spotyka się bosche bollen. Zrobiłam małe dochodzenie i choć obie kule oraz soesjes nieco się od siebie różnią, to mają jednak więcej podobieństw niż różnic.

Mauryc dzielnie wypełnił swoje obowiązki w losowaniu zwycięszczyń, zatem z przyjemnością ogłaszam, że paczuszki ze słodyczami trafiają w ręce Ani, Michaliny oraz tajemniczej Lady Magbet ;)


Droga Makbet, czekam na Twój adres (najlepiej przesłany na maila: justine.in.neverland@gmail.com).   


Po drugie: Z równie dużą przyjemnością dzielę się z Wami informacją otrzymana od Viva Polonia:

DARMOWE TARGI INFORMACYJNE
w Helden (Panningen) 18 października 2014
g. 12-17

Dom Kultury Aan de Koeberg 3, 5988 NE Helden

Serdecznie zapraszamy na drugą edycję Targów Informacyjnych Infobeurs!
Zeszłoroczna edycja przyciągnęła bardzo wielu odwiedzających- liczymy, że w tym roku frekwencja będzie jeszcze wyższa! Wśród tegorocznych wystawców obecni będą, miedzy innymi:

- urząd skarbowy
- adwokat
- SNCU
- szkoły językowe
- spółdzielnie mieszkaniowe
- gminy
- biuro ds. antydyskryminacji
- biblioteki
- przedszkola

Podczas targów obecni będą również tłumacze, którzy pomogą w tłumaczeniu rozmów między wystawcami, a gośćmi. Serdecznie zapraszamy!

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...